środa, 15 sierpnia 2012



Chociaż ciężko mnie namówić na kierunek inny niż Włochy, bardzo lubię ten "nasz" Amsterdam. Twardy holenderski akcent miesza się tu z językami całego świata, oryginalne dzieła Veermera konkurują z magnesami na lodówkę w kształcie wiatraka, a
szalenie odważne i...czasem lekko pretensjonalne concept story funkcjonują tuż obok pełnych kiczu sklepików z pamiątkami. Wszystko to przeplecione jest nitkami kanałów i naznaczone tysiącami rowerowych opon.

Amsterdam to dla mnie smak  niezrównanej kanapki z La Place - z tuńczykiem i cienkimi plastrami jabłka, zapach wszechobecnych frytek z majonezem oraz surowe piękno staroci gromadzonych z pasją przez właścicieli licznych antykwariatów.

 Lampy, manekiny, puder czy pończochy Diora z ubiegłego wieku,szkło, czy...wiekowe przyrządy gimnastyczne... Czy można bardziej "poczuć" to miasto niż trzymając w ręku ponad stuletnie prawidła do butów?...

 



 Zapraszam Was na wycieczkę! :-)

 



                             

Schłodzony koktajl Bellini w Mazzo- miejscu, które tak nas oczarowało, że zasługuje na odrębny foto-wpis! :-)



                                    














4 komentarze:

  1. ach,ta Holandia...piekna i zawsze jak tam jestem zachwyca mnie czyms nowym:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe zdjęcia, kusisz tym Amsterdamem,kusisz:)

    OdpowiedzUsuń